Dlaczego dobre wino kosztuje?

Dlaczego dobre wino kosztuje?

Z technicznego punktu widzenia winem możemy już nazwać ściśnięte w garści winogrono. Owoc winnego grona posiada wszystkie niezbędne elementy - cukier wewnątrz i drożdże na zewnątrz. Naciskając grono i przerywając powierzchnię skórki, rozpoczynamy proces winifikacji - drożdże żywią się cukrem, produkując alkohol (fermentacja), elementem ubocznym jest m.in. dwutlenek węgla (wina musujące), a im dłuższy kontakt całości ze skórkami, tym więcej koloru (maceracja). Tyle, jeśli chodzi o teorię. W rzeczywistości procesów, metod i technik używanych podczas produkcji i udoskonalonych od wieków jest dużo więcej.

Na wino składają się trzy główne składowe: odmiana winogron, człowiek i jego techniki oraz miejsce na mapie. Odmian winogron jest kilka tysięcy, a używanych we współczesnym komercyjnym winiarstwie kilkaset. Najważniejsze, stanowiące trzon produkcji światowej, należą do jednego gatunku - Vitis Vinifera - winorośl właściwa. Każda z odmian posiada swoje wyjątkowe cechy, które wnoszą do wina, tworząc charakterystyczny profil. Człowiek winiarz ma w swoim arsenale niezliczoną ilość strategii, możliwości i technik, które może wykorzystać do czasu powstania finalnego produktu, jakim będzie butelka wina. Nie zagłębiając się w ten bardzo obszerny temat, posłużę się tylko jednym przykładem, czymś, co w świadomości konsumenta kojarzy się od razu z produkcją wina, czyli beczką. Tylko ten jeden element posiada mnóstwo zmiennych, takich jak: rodzaj i gatunek drewna, wielkość, wiek, stopień wypalenia, moment użycia i finalnie - czy w ogóle beczka została wykorzystana (znaczna ilość wina na świecie powstaje w kadziach stalowych, bez dotyku beczki). Francuzi mają jedno słowo, które definiuje wino pod względem miejsca na mapie - terroir. To kombinacja klimatu, terenu, ziemi i tradycji winiarskich. Dla nowej generacji winiarzy w wielu zakątkach świata to właśnie terroir jest najważniejszym aspektem pracy, nie odmiana i człowiek, a miejsce. Miejsce i jego typowość uchwycone przy asyście winiarza, przy jak najmniejszej interwencji i ukazane w butelce. To konkretne miejsce daje co roku wina, które są odzwierciedleniem minionych wydarzeń - są odwrotnością unifikacji, która zawładnęła światem powojennym i w zasadzie, patrząc na globalną produkcję, trwa do dziś.

LUKSUS

Wina nie znajdziemy w piramidzie potrzeb Maslowa. Nie jest elementem niezbędnym do życia. Już z tej perspektywy możemy je zaliczyć do dóbr luksusowych. Jak każde dobro luksusowe jakiś procent wartości jest niemierzalny i bardzo subiektywny. Wino w krajach, w których powstaje od wieków, jest inaczej traktowane niż na nowo rodzących się rynkach, gdzie jego popyt dyktowany jest takimi elementami, jak moda, wzrost zasobności portfela czy ogólna świadomość konsumenta. Dla przykładu w krajach basenu morza śródziemnego wino jest integralnym elementem posiłku, jest czymś naturalnym. Wino to nie tylko element obiadu czy kolacji - to jego równoprawna część. Z roku na rok jesteśmy w Polsce świadkami dużych zmian w podejściu statystycznego obywatela zarówno do kuchni, jak i wina. Wciąż jednak dla znacznej części społeczeństwa wino kojarzone jest z czymś ekstra, elementem dodatkowym, wyrafinowanym, prestiżowym i luksusowym. Na pewno nie jest czymś, bez czego posiłek nie może się odbyć. Nie będę już poruszał tematu, że jakość nie jest tak istotna. Wolimy kupować więcej i taniej niż mniej, ale drożej, choć akurat przy winie odwrócenie tej kolejności daje bardzo dobre i namacalne efekty organoleptyczne. Myślę jednak, że nie jest to tylko problem polskiego konsumenta, a po prostu konsumenta. Osobiście wolę wypić jedną lepszą butelkę, niż dwie słabsze. Idąc dalej tym tropem, możemy wysnuć wniosek, że pomimo zmiany nawyków i odwrócenia się polskiego konsumenta od alkoholi wysokoprocentowych (rynek gastronomiczny w większych miastach) nadal przeznaczenie spożycia jest takie samo.

CAŁY ARTYKUŁ >KLIKNIJ TUTAJ<