Kiedy mnożysz smak razy różnorodność, wynik może być tylko jeden

Kiedy mnożysz smak razy różnorodność, wynik może być tylko jeden

Cofnijcie się pamięcią do czasów swojego dzieciństwa - niezależnie od tego, w jakim wieku jesteście. Pamiętacie hasło: "daj jednego!", kiedy to podczas szkolnej przerwy wyciągaliście z plecaka paczkę chipsów? Ci twardsi odmawiali skutecznie i spotykali się z dezaprobatą kolegów z klasy. Ci mniej asertywni natomiast ostawali się z pustą paczką i może dwoma chipsami w brzuchu. A może potraficie sięgnąć pamięcią jeszcze dalej i widzicie paczki ze słodyczami, które to wujek z Niemiec przywoził na Boże Narodzenie? Kto z Was nie odmierzał wtedy linijką pasków czekolady, byle tylko starsza siostra czy młodszy brat nie dostali większego kawałka? Właśnie w ten sposób narodził się foodsharing, choć wtedy jeszcze nikt z nas nie miał o tym pojęcia.

Brytyjski kurczak... znoszący złote jaja

Swój pierwszy kontakt z prawdziwym foodsharingiem miałem jakieś 5 lat temu w Londynie. Wtedy kolega zabrał mnie do restauracji Cocotte Rotisserie, której daniem popisowym jest kurczak. O tym, co jest daniem popisowym w drugiej kolejności, goście mogą przekonać się sami. Cały koncept tego miejsca polega na tym, że kurczak trafia tam na stół, a wszelkie dodatki typu frytki, surówki czy mac&cheese - trafiają tuż obok niego. Goście dostają małe talerzyki i sami decydują, z czym tego kurczaka chcą spróbować. Mogą stworzyć porcje według własnego uznania - dzięki temu są w stanie skomponować takie połączenia, aby spróbować wszystkiego. W ten sposób po wyjściu z restauracji mogą powiedzieć coś więcej niż: "Tak, to danie było dobre". Mają szansę poznać różne smaki, odkryć nowe dania i finalnie - ocenić, czy kuchnia danego miejsca jest warta polecenia. Na podstawie jednej przystawki, dania głównego i ewentualnie deseru zazwyczaj nie jest to możliwe.

CAŁY ARTYKUŁ >KLIKNIJ TUTAJ<