My, kobiety, gotujemy, żeby sprawić przyjemność

My, kobiety, gotujemy, żeby sprawić przyjemność

Pasja często rozwija się w nas już od najmłodszych lat, aby z czasem stać się naszą codziennością i sposobem na życie. Z Agatą Wojdą, jedną z najlepszych szefowych kuchni w Polsce, rozmawiamy o początkach jej kariery, kulinarnych różnicach między kobietami i mężczyznami oraz felietonistycznych inspiracjach.

Z wykształcenia jest Pani muzykolożką i skrzypaczką. Jak muzyka poprowadziła Panią do gastronomii?

Gotowanie było pewnym moim hobby, zainteresowaniem od najmłodszych lat. To są według mnie banały, ale z drugiej strony pokazują, że człowiek miał fioła na tym punkcie. Zaczynało się od prostego gotowania dziecka wracającego ze szkoły, które musi przygotować sobie obiad, pomaga rodzicom, a potem i dla nich przygotowuje jedzenie, by mieli co zjeść po powrocie z pracy. Z czasem zaczyna eksperymentować, próbować, zbiera zeszyty i zapisuje, działa. To był czas, kiedy pojawiały się pierwsze kluby dyskusyjne, fora, internet w ogóle zaczął działać - była to dodatkowa możliwość wymiany przepisów i rozmów z innymi. Tak to sobie narastało, aż przyszedł pewien pomysł, propozycja. Chodziło oto, by przeprowadzić katamaran z Hiszpanii do RPA. Było takie ogłoszenie w sieci, a ja wtedy spotykałam się z osobą mocno zaangażowaną w żeglarstwo. Majtek był ze mnie żaden, nie byłam do tego uprawniona, do dziś nie jestem mistrzem wiązania węzłów, ale świetnie się mogłam nadawać do karmienia załogi, która przecież musiała być obecna na takim katamaranie. Dlatego zgłosiłam się. Robiłam tam różne rzeczy i przy okazji wyprowadziłam to moje karmienie przyjaciół i rodziny w świat, by robić to dla większej grupy ludzi. Tak się stało, że jak wróciłam z tej wyprawy, która koniec końców i tak się nie odbyła - pracowaliśmy na katamaranie, by przygotować go do podróży, a jego stan był naprawdę zły - okazało się, że nadal mam ochotę na przygodę. Sprawdziłam się w kuchni na katamaranie i w związku z tym pomyślałam, że to może być jakiś sposób na zarabianie podczas przyszłych wakacji czy sezonu. Nadal było bardzo dużo ogłoszeń w portach, że ktoś potrzebuje załogi.

Po powrocie do Warszawy natychmiast postanowiłam zdobyć doświadczenie, pewność i wiedzę, dlatego poszłam do pracy do restauracji. Los jednak jest przewrotny i okrutny. Gdy poszłam zapisać się do restauracji, mój partner zakończył ze mną znajomość i poszedł w swoją stronę. Od tego czasu nigdy już nie pływałam, ale za to zostałam w środowisku gastronomicznym. Okazało się, że jest to fajne, takie wrzucenie się w intensywną pracę, żeby poradzić sobie z rozłąką i rozstaniem. W kuchni, w gastronomii, popularne jest bycie pracoholikiem. Tak też się stało.

To było właśnie takie przejście z jednego zawodu do drugiego. Ta muzyczna wrażliwość znajduje swoje odniesienie w gastronomii, ja sama w sobie tego świadomie nie zauważam, ale zrobiłam sobie taką pewną analizę, dlaczego mi to tak dobrze wyszło. Pomijam estetyczne odczucia, wrażliwość, myślenie emocjami, ale na przykład ten pracoholizm. Nie lubię opowiadać o swojej kuchni jakoś górnolotnie, bo najbardziej w niej mi zależy na tym, by osoba, którą karmię, zapamiętała, że to ja przygotowałam to jedzenie i że zrobiłam to bardzo, bardzo dobrze. Ta pracowitość, powtarzalność ma bardzo wiele wspólnego z moim muzycznym wykształceniem. Umiejętność grania czy sukces w nim polega na systematyczności, ćwiczeniach, poświęceniu dużej ilości czasu, powtarzalności i dokładności. Zawsze sobie też żartuję, że jest jeszcze przecież funkcja dyrygenta, kogoś, kto jest tym szefem kuchni w kuchni i ma swoich pracowników, a w ramach tego, że jest tam i ma zespół, to jeszcze musi im przypisać pewne role i tak nimi podyrygować, żeby kolacja się po prostu udała.

CAŁY WYWIAD >KLIKNIJ TUTAJ<