"Nie potraficie nam pomóc, to dajcie nam pracować"

Czwartkowa decyzja o całkowitym zamknięciu hoteli to dla branży szok, ponieważ nie wiedzą, kiedy będą mogli przystąpić do pracy. Dlatego też przedsiębiorcy ze Szczyrku zaprotestowali. Ale czy to zmieni cokolwiek?

Branża turystyczna miała nadzieję, że gdy nietypowy rok tego stulecia się skończy, będą mogli działać w marę normalnie. Tak się póki co nie stało. Patrząc na chaotyczne działania rządu (gdzie zapewnienia o tym, że "wygrywamy z pandemią" przeplatane są kolejnymi ograniczeniami) możemy założyć, że w głowach najważniejszych polityków zupełnie brak planu działania, który jednocześnie byłyby spójny, przemyślany i uzgodniony z epidemiologami.

Problemem zatrudnionych w turystyce - nie tylko w hotelarstwe, bo ograniczenia odbijają się na gastronomii czy sprzedawcach pamiątek -  nie jest tylko to, że od miesięcy zarabiają procent tego, co kiedyś. W niewielkich miejscowościach turystycznych po prostu brak jest innej pracy. Dlatego tydzień temu do Warszawy przyjechali górale z Podhala, by okazać rządzącym swoje niezadowolenie. Ich działania nie przyniosły żadnego skutku - ledwie cztery dni później rząd i tak zamknął hotele.

W ramach protestu przedsiębiorcy ze Szczyrku wywiesili na swoich obiektach plakaty i banery: "Najpierw ukradłeś Księżyc, teraz ukradłeś ferie", "Jesteśmy bez: pracy, pomocy, nadziei", "Nie potraficie nam pomóc, to dajcie nam pracować".

W tej sytuacji pozostają tylko apele i wezwania do rządu. Organizacja zrzeszająca działające w naszym kraju stacje narciarskie i turystyczne wystosowała do rządzących apel, w którym zarzuciła im, że czwartkowa decyzja pokazuje zupełny brak konsekwencji. Kilka tygodni temu rząd obiecał, że stoki będą otwarte, wobec czego przedsiębiorcy przygotowali się do sezonu - a naśnieżenie i dostosowanie całej infrastruktury to ogromne pieniądze. Szybko okazało się, że deklaracje polityków niewiele są warte. W obecnej sytuacji pozostaje czekać co dalej... a tego dowiemy się pewnie na kilka dni przed 17 stycznia.