
Marzenia się nie spełniają, trzeba realizować je na własną rękę
Gdzie może, tam pomoże. O wytrwałości w realizacji marzeń, działalności charytatywnej oraz trendach w branży rozmawiamy z Sebastianem Cichym, współwłaścicielem i szefem kuchni w restauracji KonCi by Sebastian Cichy w Bolszewie.
Jak narodziła się Pana pasja do gotowania?
Moja pasja do gotowania narodziła się w Gdańsku, konkretnie w domu, w którym mieszkałem wraz z babcią. Pamiętam, że od dziecka lubiłem bawić się w kuchni. Myszkowałem po szafkach, zaglądałem do szuflad. Moją ulubioną była dolna szuflada w kuchence gazowej. Gdy miałem dwa lata, otwierałem ją, a następnie wyciągałem patelnie i blachy, aby wejść do środka. Robiłem przy tym sporo hałasu, bo brałem naczynia, stukałem nimi, krzyczałem. No i tak mi zostało (śmiech). W późniejszym czasie, mama z babcią zaszczepiły mi zamiłowanie do chodzenia po lesie, zbierania darów jesieni, a w dalszej kolejności, zainteresowanie pracą w kuchni. Od tamtej pory wiem, że to jest to, co chcę robić. Można powiedzieć, że przygodę z gastronomią zacząłem, jako dziecko, od kucharskich wyczynów, których raczej nie nazwałbym potrawami w całym tego słowa znaczeniu, następnie uczęszczałem do szkoły gastronomicznej w Gdyni, a potem zaczęły się staże, wyjazdy, pierwsza praca. Kontynuuję tę kulinarną drogę od niemal 30 lat. Często podkreślam, że jestem kucharzem, bo szefem kuchni się bywa. Podchodzę do siebie z dużą dozą samokrytyki, ale i z poczuciem własnej wartości.
A gdzie zbierał Pan swoje pierwsze doświadczenia w zawodzie?
Pierwsze doświadczenia zdobywałem na wyjazdach sezonowych podczas nauki w szkole gastronomicznej. Ze względu na to, że mieszkam blisko morza, wyjeżdżałem do pracy głównie na Półwysep Helski. Zaczynałem od baru na stacji benzynowej. Po ukończeniu szkoły, przez dwa lata zmywałem tylko i sprzątałem. Zresztą do dziś to robię, gdy jest taka potrzeba. Później, przez jakiś czas, pracowałem w Trójmieście. Głód wiedzy i chęć dalszego doskonalenia się w gastronomii skłoniły mnie do rozpoczęcia stażu w restauracji w Anglii. Stamtąd przeniosłem się do Francji, a potem do Szwecji. Po kilku latach wróciłem do kraju i, można powiedzieć, wróciłem do korzeni, bo ponownie podjąłem pracę w Sopocie oraz Gdańsku. Od trzech lat działam na swoim jako współwłaściciel i szef kuchni restauracji KonCi by Sebastian Cichy.
Otworzył Pan swoją restaurację podczas pandemii, gdy branża gastronomiczna mierzyła się z wieloma wyzwaniami. Co skłoniło Pana do otwarcia lokalu w tak trudnym czasie?
Do dziś mam ciarki, gdy o tym myślę. Zawsze mówiłem, że marzenia się nie spełniają, trzeba je realizować na własną rękę. To było i nadal jest motto tego, co robię, zarówno w kuchni, jak i w życiu. KonCi otworzyliśmy we wrześniu 2020 roku. Po niecałym miesiącu nastąpił lockdown. Mówiąc krótko, przez siedem miesięcy byliśmy zamknięci. Powiem tak: jeśli przeżyłeś lockdown, przeżyjesz wszystko. Otwierając restaurację, w trakcie pierwszych remontów lokalu, nie myślałem o pandemii. Gdybym wtedy wiedział, co nastąpi, być może dwa razy bym się zastanowił nad terminem otwarcia. Jednak z perspektywy czasu wiem, że doświadczenia z tamtego okresu dodały skrzydeł mi, moim bliskim, wspólnikowi biznesowemu i zespołowi. Zyskaliśmy nie tylko wiarę w siebie, ale też wiarę w ludzi. Przyznam szczerze, że walczyliśmy wytrwale w tym trudnym czasie. Tak naprawdę robimy to do dzisiaj. Od otwarcia minęło półtora roku, a my, jak pewnie wielu innych restauratorów, dalej zakopujemy dziurę w budżecie po lockdownie. Obecnie, jako branża, borykamy się między innymi z wysokimi cenami prądu i gazu. Gastronomia ogólnie nie jest łatwym biznesem. Cały czas trzeba mieć na uwadze choćby food cost. Dlatego kto nie umie liczyć, ten nie może być szefem kuchni ani restauratorem. Mimo to każdy z nas ma marzenia, które chciałby zrealizować. Ja marzyłem o restauracji. No i się udało.
CAŁY WYWIAD >KLIKNIJ TUTAJ<