Kiedy kuchnia mówi językiem dyplomacji - od polskiego stołu do międzynarodowych rezydencji
Niektórzy wybierają gotowanie, bo kochają smak. Inni - bo chcą tworzyć. U mnie zaczęło się od prostego uczucia: chęci dawania radości innym poprzez jedzenie. I choć nigdy nie planowałem, że będę gotował dla głów państw, ambasadorów i dyplomatów, dziś wiem, że kuchnia może być nie tylko pasją, ale i wyjątkową nicią porozumienia między ludźmi niezależnie od ich pochodzenia, wiary czy pozycji.
Kuchnia dyplomatyczna - coś więcej niż catering
Gotowanie dla przedstawicieli dyplomatycznych różni się od standardowej pracy w klasycznej w restauracji. To zarówno sztuka smaku, jak i szacunek, wyczucie, kultura i, co najważniejsze, etykieta. Menu musi być nie tylko doskonałe technicznie, ale też powinno uwzględniać niuanse religijne, polityczne czy osobiste, jak na przykład preferencje ambasadorów, nietolerancje pokarmowe czy tradycje narodowe zaproszonych gości.
Mimo że nie ma tu miejsca na improwizację, to nie ma też miejsca na sztuczność. Dania muszą mówić własnym głosem - prostym, eleganckim, prawdziwym. Bo właśnie w prostocie kryje się najwięcej klasy, jakkolwiek sztampowo by to nie brzmiało.
Za kulisami wielkiej dyplomacji - kucharz jako gospodarz
Choć w trakcie oficjalnych spotkań nikt nie zwraca uwagi na kucharza, jestem przekonany, że to właśnie kuchnia ma ogromny wpływ na atmosferę spotkań. Starannie dobrane smaki potrafią przełamać lody szybciej niż dyplomatyczne deklaracje. A dobrze podane danie - choćby jedno z zaproponowanego menu - zostaje w pamięci na dłużej niż przemówienia.
W mojej pracy miałem okazję uczestniczyć w wielu wyjątkowych wydarzeniach, w których kuchnia grała cichą, ale istotną rolę. Szczególnie pozytywnie wspominam zakończone sukcesem spotkanie w jednym z krajów europejskich, podczas którego przedstawiciele Szwajcarii spotkali się z przedstawicielami Indii i Pakistanu - jedną z kulinarnych gwiazd szczytu była samosa z ziemniakami i wędzonym polskim serem. Panowie z delegacji przyszli i osobiście dziękowali - mówili, że smakuje jak w domu, a obawiałem się, że to danie może być zbyt proste i zwyczajne. To był największy komplement, bo nigdy nie byłem ani w Indiach, ani w Pakistanie.
Wyzwania - precyzja, dyplomacja, presja
Kiedy gotuje się dla gości reprezentujących różne kraje, kultury i wrażliwości, nie ma miejsca na błędy. Każde danie musi być przemyślane, każde podanie taktowne, a czas perfekcyjnie zsynchronizowany. Nawet jeden szczegół może zdecydować o sukcesie lub niezręczności całego wieczoru. Dlatego w tej pracy najważniejsze są nie tylko umiejętności kulinarne, ale także inteligencja emocjonalna, pokora i umiejętność szybkiego reagowania.
Ogromne znaczenie mają kelnerzy, którzy swoją postawą dopełniają kreacje kucharza. Dzięki nim wydarzenie jest kompletne.
Od kuchni dla znajomych do stołów dyplomatycznych - wszystko jest możliwe
Często spotykam się z pytaniem, jak doszedłem do miejsca, w którym dziś jestem. Choć odpowiedź mogłaby brzmieć: ciężką pracą, to bardziej prawdziwe byłoby stwierdzenie: bo naprawdę tego chciałem. Nie miałem układów ani planu. Miałem za to pasję, odwagę i serce do tego, co robię. Zacząłem od szorowania podłóg i smażenia naleśników, jako praktykant. Następnie pomagałem kucharzom, rzeźnikom i piekarzom. Wszystko mnie interesowało, a że miałem takie możliwości, to w miejscach, w których pracowałem, notowałem w głowie wszystko, co uznałem za godne uwagi i przydatne w przyszłości. Przyjmowałem zarówno pochwały, jak i krytykę - nie bójmy się tego!
Uzyskałem dyplom czeladnika, a następnie wyjechałem za granicę, choć wielu uważało, że będzie to wyłącznie harówa. Własny biznes w Holandii zacząłem od gotowania dla znajomych, a później organizacji małych kolacji i spotkań. Z czasem wieść rozeszła się sama, a kolejne wydarzenia i polecenia budowały zaufanie. Dziś jestem właścicielem firmy cateringowej, która obsługuje recepcję w całej Europie. Jako szef kuchni mam zaszczyt serwować kuchnię, która opowiada o Polsce - a jednocześnie o mnie - w najróżniejszych zakątkach świata.
Do menu, podczas wydarzeń, które obsługuję, zawsze staram się wpleść to, co najlepsze w polskiej kuchni. Pokazywałem już gęsi z Leszna, kapustę z Sieradza czy grzyby spod Zielonej Góry. Bądźmy dumni, że reprezentujemy tak bogaty kulturowo i kulinarnie kraj. Jeśli mamy możliwość, nie bójmy się pokazywać siebie na talerzach. Nie bójmy się też łączyć smaki i eksperymentować.
Ten artykuł piszę nie po to, by się chwalić, ale przede wszystkim, by zainspirować. Doskonale zdaję sobie sprawę z faktu, jak łatwo wpaść w rutynę codziennego serwisu, zatracić poczucie sensu i pasji, kiedy praca staje się tylko obowiązkiem.
Chciałbym pokazać, że kuchnia może być przestrzenią wolności, rozwoju i spełnienia. Można tworzyć coś więcej niż tylko "dobre jedzenie". Warto marzyć i warto działać, robić to, co czujemy, pokazując właścicielom restauracji, w których pracujemy, że można nam ufać i serwować to, co gotujemy. A jeśli czasami zdaży nam się jakaś porażka, nie przejmujmy się, to jest wpisane w zawód i naszą pracę. Najważniejsze to wyciągać wnioski i iść do przodu!
Kuchnia jako most łączący światy
Podsumowując, w świecie, w którym coraz częściej mówimy o różnicach, kuchnia ma niezwykłą moc łączenia. Jeden talerz może powiedzieć więcej niż tysiąc słów. Jedno dobrze podane danie może stać się mostem między dwoma światami.
To właśnie w tej roli - łącznika - odnajduję dziś najwięcej sensu jako szef kuchni. Gotuję, by było smacznie, ale też by było bliżej - do siebie, do innych oraz do wartości, które niekiedy coraz trudniej odnaleźć.
autor: Kamil Piasecki, właściciel i szef kuchni firmy cateringowej RestaurantAtHome w Hadze